Nie straszyć ale uświadamiać

Tu chodzi o wieczność. Niektórzy utożsamiają ją z czasem, który kiedyś się skończy, a przecież wieczność jest nieskończona. Cierpienia w piekle są niewyobrażalne. W tym miejscu warto odnieść się do wizji Siostry Faustyny, która z rozkazu Bożego była w przepaściach piekła wprowadzona przez anioła. I, co ciekawe, spostrzegła tam najwięcej dusz, które za życia nie wierzyły, że ono istnieje. Nie chodzi o to, by straszyć ludzi, ale by im ukazać, że czyniąc dobro na ziemi, po śmierci dostąpią zbawienia, natomiast jeżeli wybiorą inną drogę, zostaną potępieni na wieki. A wiemy, że sąd będzie nieubłagany, jak mówi Święty Jakub:” Dla tych, co za życia nie czynili miłosierdzia”. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Należy zatem pokazać prawdę, która nas wyzwoli z ciasnego myślenia – chodzę do kościoła, przyjmuję sakramenty i to wystarczy. To nie jest wszystko. Świadomość ta powinna nas pobudzać do działania na miarę świętych. Oni nie zmarnowali nawet minuty, ale wykorzystali czas darowany im przez Boga do maksimum w dziele ratowania dusz od potępienia wiecznego. Kiedy przypomina się ludziom o zbawieniu, potępieniu, chwale, która nas czeka, daje się im szansę zostawienia na chwilę spraw doczesnych i podjęcia refleksji nad tym, co zrobić, by nie przegrać życia wiecznego. Szatańska podpowiedź brzmi „masz jeszcze czas” i działa destrukcyjne. Potem nagle przychodzi śmierć i człowiek nie jest przygotowany, nie ma niekiedy zupełnie świadomości tego, że trzeba podjąć walkę o Królestwo Niebieskie. Wielu odchodzi w grzechach ciężkich, czyli śmiertelnych.

Największy dramat, który może dotknąć człowieka, to nie śmierć w sensie doczesnym, czyli ziemskim, ale ta druga śmierć – potępienie, o którym mówi Apokalipsa. Zagadnienie rzeczy ostatecznych jest pomijane w dzisiejszym świecie. Niekiedy nawet kaznodzieje boją się tego tematu. Tymczasem nie wolno o tym nie mówić, nie po to, by budzić lęk – choć i to może stać się motywacją. Trzeba zatem ukazywać problem zbawienia – jeżeli więc człowiek podejmuje trud, będzie zbawiony. Natomiast jeżeli go nie podejmie , ale spycha na drugi plan, może się gorzko rozczarować, jak Petroniusz w „Quo vadis”, który po ludzku mając wszystko, stwierdził z goryczą: „Przegrałem”.