Nie chodziłam do Kościoła ponad 10 lat. Nie przystępowałam do spowiedzi, nie modliłam się, obojętne mi się stały praktyki religijne. Nie interesowałam się religijnym wychowaniem moich dzieci, nie obchodziło mnie, co robią i co się z nimi dzieje. Dziś wiem, że oszukiwałam najbliższych, a przede wszystkim samą siebie. Musiała się wydarzyć tragedia w mojej rodzinie, żebym zrozumiała swój wielki błąd. Pochowałam syna i ciągle się kłóciłam z Bogiem „dlaczego mi zabrał dziecko”. Moje dzieci nie chodziły do Kościoła. Nie dbałam o ich religijne wychowanie. Któregoś dnia dowiedziałam się, że w mojej parafii ksiądz odprawia Mszę św. „O uproszenie Miłosierdzia Bożego dla konających w grzechach śmiertelnych oraz tych, którzy zamierzają się targnąć na swoje życie”. Poszłam z ciekawości na taką Mszę, aby jak wtedy sądziłam „dowalić Bogu”. Siedziałam w ławce patrząc na ludzi, którzy zaczęli odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego. W czasie Mszy św. coś się zaczęło ze mną dziać. Było mi strasznie gorąco i w czasie Komunii św. zaczęłam płakać. Zrozumiałam, że mam jeszcze jedno małe dziecko i muszę mu przekazać wiarę w Boga, nauczyć modlitw (bo do tej pory nie umiało zrobić znaku krzyża), a co najważniejsze chodzić z nim na Mszę, bo tu Bóg pokazuje jak bardzo nas kocha.
4 lipca 2018|